- Cześć Rafał, nie przeszkadzam wam może? - zapytałam głosem pełnym jadu, łapiąc go za ramię.
- Ej, czego chce.. - zaczął, ale nie skończył bo zobaczył kto przed nim stoi. Gwałtownie pobladł, był bardzo zdziwiony prawie przerażony. - Monika.. to.. to ty?
- Suprajs! Mnie nie ma w pobliżu, to korzystasz z wolności? - powiedziałam lodowato. I tak to cud, że jeszcze się na niego nie rzuciłam.
- Misiaczku, kto to jest? - wtrąciła się do rozmowy dziewczyna, ale gdy tylko na nią spojrzałam od razu umilkła.
- Och, Misiaczku, powiadasz?! Lepiej się nie wtrącaj bo ci tą wytapetowaną buźkę przetrącę! - warknęłam na nią i po chwili zwróciłam się do Rafała.
- Masz szczęście, że jesteśmy w miejscu publicznym bo inaczej by się to skończyło! - krzyknęłam i z całej siły spoliczkowałam go. Nie miałam już siły oglądać jego twarzy, więc szybko odbiegłam. Gdy tylko znalazłam się w bezpiecznej odległości od nich, usiadłam na ławce, schowałam twarz w dłonie i dałam popłynąć łzom. Nie wiem jak dałam radę tyle czasu powstrzymywać się przed rozpłakaniem. Łzy lały się strumieniami i nie chciały przestać. Po jakimś czasie, poczułam jak ktoś delikatnie kładzie mi dłoń na ramieniu.
- Monika, co się stało? - zapytał. Żeby sprawdzić kto to powiedział, podniosłam niepewnie głowę. O nie, tylko nie on. Dlaczego to musi być akurat on?
- Monika, co się stało? - powtórzył pytanie Nathan. Nie chciałam w tym momencie patrzeć na żadnych mężczyzn, ale nie. Los musi być dla mnie tak podły i przysyła tutaj jego. Mnie to chyba na serio Bóg nie kocha. Zaczęłam jeszcze bardziej płakać. Wstałam i pobiegłam, nie patrząc przed siebie, byle jak najdalej od wszystkich problemów. Słyszałam jak woła mnie po imieniu, ale nie miałam zamiaru się zatrzymywać. Po jakimś czasie, poczułam jak oplatają mnie od tyłu czyjeś ręce. Poznałam ten zapach perfum, to był znowu Nathan. Tym razem jednak nie pytał o nic, tylko przytulił mocno do siebie. Próbowałam się wyrwać, ale jego uścisk był stalowy. Powoli uspokajałam się, jednak to mnie dalej bolało. Jakby ktoś z piersi wyjął mi serce, zdeptał je i odłożył na miejsce.
- Chodź, pójdziemy do domu. - powiedział spokojnie, zwalniając uścisk. Nie mając siły na nic więcej, kiwnęłam tylko głową. Gdy doszliśmy przed mój dom, Nathan nagle zmienił kierunek i prowadził mnie teraz do domu The Wanted. Nie miałam ochoty się sprzeczać, więc podążyłam tam razem z nim. Nath bez pukania otworzył drzwi i poprowadził mnie na piętro. Weszliśmy do jakiegoś pokoju, który chyba należał do niego. Ściany były w kolorze morskim. Tuż przy oknach znajdowało się łóżko oraz pianino. Reszte miejsc zajmowały szafki, drzwi od balkonu, szafa i inne przedmioty. Chłopak poprowadził mnie w stronę łóżka i poprosił bym na nim usiadła. Bez szemrania spełniłam jego prośbę.
- Zaraz wrócę, poczekaj chwilkę. - powiedział i już go nie było. Skuliłam się i (kto by się spodziewał?) znowu rozpłakałam. Łkając, nie usłyszałam jak Nathan wchodzi do pokoju i po raz drugi poczułam jego silne ramiona. Pod wpływem impulsu, a także przez ciepło i bezpieczeństwo bijące od niego, wtuliłam się w jego tors, zanosząc się płaczem.W tym momencie potrzebowałam bliskości, żeby się jeszcze bardziej nie załamać.
- Ja.. ja go.. kochałam.. ufałam mu.. - wydukałam, szlochając.
- Cii, na razie nic nie mów.. Uspokój się.. - wyszeptał Nathan, głaszcząc po włosach. I dzięki niemu na prawdę się uspokajałam. W końcu, gdy wyschły wszystkie łzy, spojrzałam na chłopaka. On widząc, że się mu przyglądam, uśmiechnął się. Odpowiedziałam mu tym samym, chociaż nie miałam na to ochoty.
- To.. opowiesz mi co się stało? - zapytał, niepewny mojej reakcji. Nie wiem czemu, ale czułam, że mogę mu zaufać. Już miałam zaczynać, gdy chłopak podszedł do szafki nocnej i wziął z niej dwa kubki gorącej czekolady. Wdzięczna przyjęłam od niego napój.
- Byliśmy ze sobą już kilka lat, a ja nadal byłam w nim po uszy zakochana. Na każdym kroku pokazywał mi, jakim darzy mnie uczuciem. Znajomi zazdrościli nam, że jesteśmy tak idealnie dobraną parą. Przy nim czułam się jak księżniczka i wiedziałam, że dzięki niemu mogę osiągnąć wszystko. Rok temu wyjechał do Londynu bo dostał świetną ofertę pracy. Dzwoniliśmy, pisaliśmy sms'y i rozmawialiśmy przez Skype'a. Tęskniłam za nim przez cały ten czas, brakowało mi jego bliskości, nie mogłam się doczekać kiedy się w końcu zobaczymy. Postanowiłam przeprowadzić się do Londynu by znowu z nim się widywać. Najpierw chciałam znaleźć sobie pracę i pozałatwiać inne ważne sprawy, a dopiero potem powiedzieć mu o moim przyjeździe. Dzisiaj wieczorem miałam do niego zadzwonić by mu to przekazać, ale los chciał bym nie musiała tego robić. - głos mi się załamał, ledwo powstrzymywałam płacz. Otuchy dodawała mi ciepła dłoń Nathana, która spoczywała teraz na mojej. - Postanowiłam pójść do parku, przewietrzyć się. I zobaczyłam go, całował się z inną. A ja głupia wierzyłam, że mnie nie zdradzi. Ufałam mu, kochałam go. A on? Gdy mnie nie było przy nim, znalazł sobie inną. - po moim policzku spłynęła łza, którą Nathan szybko starł kciukiem. Wtuliłam się w niego tak, jakbym mogła w jego ramionach znaleźć schronienie przed otaczającym mnie światem i związanymi z nim problemami. Siedzieliśmy w ciszy, lecz nie przeszkadzała nam ona a wręcz przeciwnie, czułam, że tutaj słowa nie są potrzebne. Przez ten krótki moment zapomniałam o Rafale, ale jak już mówiłam, był on krótki. Wspomnienia wróciły ze zdwojoną mocą. Przed oczami widziałam wszystkie najważniejsze momenty związane z NIM. Kolejny raz zadałam sobie trud by się nie rozpłakać. Po jakimś czasie jednak uspokoiłam się na tyle by zrozumieć, że niepotrzebnie mieszam Nathana w swoje problemy. Gwałtownie wstałam, a chłopak popatrzył na mnie ze zdziwieniem.
- Przepraszam cię za to, że zawracam ci głowę. Już lepiej pójdę. - powiedziałam cicho, nie patrząc mu w oczy. Odwróciłam się i już miałam wyjść, gdy poczułam jak Nathan łapie mnie za nadgarstek. Popatrzyłam się na niego zaskoczona, a on lekko się uśmiechnął.
- Wcale nie zawracasz. I nie pójdziesz stąd w takim stanie. - powiedział ciepło, a ja się po raz kolejny do niego przytuliłam, poczułam jak przyśpiesza mu serce. Staliśmy tak przez jakiś czas, niestety przerwali nam to Jay z Maxem, Tomem i Sivą, którzy wparowali do pokoju z krzykiem. Mieli wielkie banany na twarzach i butelki z mlekiem w rękach. Miny im jednak zrzedły, gdy zobaczyli mnie przytuloną do Nathana z zaczerwienionymi od płaczu oczami.
- Monika, co się stało? - zapytał Max. Ja tylko jeszcze bardziej wtuliłam się w Natha.
- Mogę im powiedzieć? - zapytał chłopak. Nie obchodziło mnie w tym momencie, że ktoś inny może się o tym dowiedzieć, więc lekko pokiwałam głową. Nathan streścił chłopakom co się stało a oni po wysłuchaniu tego, rzucili się na nas w celu pocieszenia mnie. Ściskali tak mocno, że nie mogłam złapać oddechu. Ale plus tej sytuacji był taki, że na mojej twarzy pojawił się delikatny uśmiech. Chłopcy zaproponowali żebyśmy zeszli na dół, do salonu. Wszyscy spojrzeli na mnie z pytającymi minami. Zanim jednak zdążyłam cokolwiek powiedzieć, Max wyrwał mnie z ramion Natha, przerzucił sobie przez ramię i z krzykiem wybiegł z pokoju i zbiegł po schodach na dół.
- Max, proszę! Puść mnie! - roześmiałam się głośno, dźgając go w bok. On zaczął się śmiać pod wpływem mojego dotyku, ale nie zwolnił uścisku. Gdy weszliśmy do salonu usiadł na sofie, sadzając sobie na kolanach.
- No, a teraz posłuchaj matki! Zapomnij o tym dupku, na świecie jest jeszcze wiele mężczyzn. - powiedział, zabawnie poruszając brwiami.
- Dobrze mamusiu, spróbuję. - odparłam dziecinnym głosikiem. W tym momencie zeszli na dół chłopcy i spojrzeli na nas dziwnie.
- Grzeczna dziewczynka! Widzicie jak córkę wychowałem? - zwrócił się do reszty TW, a oni zgodnie pokiwali głowami. Rozsiedli się na sofach i tępo wpatrywali w wyłączony telewizor. Nagle Tom wstał i zaczął wykonywać dziki taniec szczęścia. Wszyscy popatrzyliśmy się na niego jak na osobę cofniętą w rozwoju.
- A z czego ta radość? - zapytałam.
- Bo skoro Max jest twoją mamą, to Siva jest twoim tatą a Jay siostrą. - wyjaśnił mi jak małemu dziecku. Przez chwilę się jeszcze zastanawiał po czym wrzasnął, śmiejąc się. - Czyli ja jestem twoim bratem! Wszyscy jesteśmy jedną, wielką rodziną!
- A ja to co? Od macochy? - zapytał oburzony Nathan, a Tom pokiwał głupkowato głową. - Ooo.. niee! A będziesz coś chciał!
Tom miał właśnie coś mu odpowiedzieć, gdy ja przerwałam ich kłótnię :
- Dobra, cicho być! Może coś oglądniemy? - wszyscy zgodnie pokiwali głowami i spojrzeli na Jay'a, który trzymał w ręku pilot.
- Kto ma pilot ten ma władzę! - roześmiał się i włączył telewizor na Animal Planet. Myśląc, że nikt nie patrzy dałam wypłynąć kilku łzom, ale jak na złość, wszyscy spojrzeli w tym momencie na mnie.
- Moniś, nie płacz. Jeszcze nie raz w twoim życiu będą chwile przez które jedyną rzeczą jaką chciałabyś zrobić to uciec gdzieś daleko, sama, nie oglądając się za siebie. Ale będziesz miała przy sobie osoby, które pomogą ci wstać i na nowo rozpocząć dzień.- powiedział Tom, a wszyscy spojrzeli na niego zdziwieni.
- Aż takie dziwne jest to, że czasami powiem coś mądrego? - wkurzył się nasz "pan filozof", a reszta jednogłośnie krzyknęła: OCZYWIŚCIE! Tom już się podnosił by wyjść z tego pokoju, gdy ja jak to ja w tym momencie zwróciłam na siebie niechcący ich uwagę, kichając. Wszyscy spojrzeli na mnie a ja poczułam, że po tym co powiedział Thomas, muszę coś dodać od siebie.
- Już się przyzwyczaiłam, że ludzie na których mi zależy najbardziej, zwyczajnie odchodzą. Zostawiają mnie dla własnego szczęścia. Mają gdzieś moje życie i moje problemy. Nie obchodzi ich to, że dla nich byłam gotowa poświęcić wszystko co mam. Jedyna osoba, która mnie nie zostawiła, nawet w tych najtrudniejszych momentach to Natala. Zawsze, nie ważne w jakich okolicznościach była przy mnie, gotowa wziąć na siebie cały ciężar moich problemów. Trochę to przykre, że ludzie są tacy zadufani w sobie. Trochę bardzo.. - z każdym wypowiadanym przeze mnie, chłopakom oczy robiły się coraz większe. Gdy to wyrzuciłam z siebie, poczułam się spokojniejsza, już nie miałam ochoty płakać, krzyczeć. Miałam w sobie taką pustkę. To było dość dziwne uczucie, ale też trochę przyjemne. Wszyscy siedzieliśmy cicho, a mnie zaczęły dręczyć wyrzuty sumienia, że zepsułam im humory.
- Chłopaki, może oglądniemy jakąś komedię? Dawno nie oglądałam - zapytałam wesoło, a chłopcy spojrzeli na mnie zaskoczeni tą nagłą zmianą nastroju.
- Mamusia powiedziała, że mam zapomnieć o nim, więc staram się spełnić jej prośbę. To źle? - powiedziałam dziecinnym głosikiem i popatrzyłam na Maxa, udając zawiedzioną.
- Moja córeczka! Widzicie? Tak się dzieci wychowuje! - krzyknął ze śmiechem chłopak, a ja przytuliłam się do niego. Wszyscy roześmiali się i z poprawionymi humorami, zaczęli szukać jakiejś fajnej komedii.
- Moniś, podałabyś nam swój i Nat numer? Skoro jesteśmy rodziną powinniśmy mieć swoje numery. - pojawił się przy mnie i mojej "mamie" Tom, usiadł obok i patrzył na mnie z wyczekującym wyrazem twarzy. Wyciągnęłam telefon, a wszyscy momentalnie pojawili się obok nas. Wymieniliśmy się numerami, przy okazji podałam im też numer Nat. Chłopaki włączyli film i przynieśli z kuchni popcorn i cole. Chłopaki zaczęli oglądać uważnie film, ale mnie on nie interesował. Zrobiłam się nagle śpiąca, czułam się jak wyżuta ze wszystkich sił. Nie docierało do mnie co się dzieje wokół. Ułożyłam się wygodniej w ramionach Maxa i zasnęłam.
_______________________
Starałam się napisać długi rozdział, by wynagrodzić wam moją nieobecność. Mam nadzieję, że mi się to udało. ^^ Miałam wczoraj go dodać, ale niestety nie zdążyłam. :c Jakiekolwiek uwagi co do rozdziału, proszę pisać w komentarzach. :) No i chciałabym wam złożyć życzenia z okazji Świąt Bożego Narodzenia. Nie umiem składać życzeń, no ale spróbuję : Z całego serca życzę wam by spełniły się wasze marzenia, te większe, ale też i te malutkie. Byście miło spędzili czas w rodzinnym gronie. Byście dostali dużo fajnym prezentów i byście nie wpadli pod samochód xD No to chyba tyle. :3
Do następnego,
Natalie ♥